Morgan – przypadek psa z DM
Rok 2007 Gdy Morgan ma prawie 4 lata i jest w pełni sił i zdrowia, jego dziewięcioletnia matka zaczyna mieć problem z tylnymi nogami, stopniowo traci w nich władzę. Suczka dostaje wózek, dzięki któremu porusza się, lecz jej stan stale ulega pogorszeniu, w 2008 r. odchodzi. Jakiś czas potem dotarła do mnie informacja, że w starszym wieku ojciec Morgana też miał problemy ze sprawnym poruszaniem się.
Późną zimą 2011 zauważam, ze pies mniej pewnie porusza się po śliskich powierzchniach. Niżej podnosi nogę podczas sikania. Wiosną tor ruchu jego tylnych nóg staje się węższy, kończyny stawiane są blisko siebie, czasem się prawie krzyżują (jak chód modelki na wybiegu). Niżej nosi ogon. Stopniowo jego ruch w kłusie jest coraz mniej płynny, nabiera cech spastycznych. Czas na diagnozę. Mniej inwazyjna dla psa wydaje mi się analiza krwi w kierunku mielopatii niż prześwietlanie kręgosłupa. Późną wiosną 2011 wykonujemy badanie (Laboklin) – wynik najgorszy z możliwych DM/DM. Konsultacje u ortopedy/neurologa i smutny wniosek... obraz choroby wskazuje na DM.
Lato, jesień 2011 – pies ma coraz większe problemy z ruchem na śliskich podłogach, jak najwięcej czasu spędza na dworze, gdzie porusza się sprawnie. Jego sylwetka zmienia się – przód stawia szeroko, tył coraz węższy i linia grzbietu obniżona. Mentalnie pies jest sprawny, współpracuje, chce się bawić, ma apetyt. Ograniczam długość spacerów, ale staram się zapewniać mu regularny, lekki ruch.
Zima 2011/2012 – pogoda chyba wymodlona, mało śniegu, ciepło. Pies na dworze porusza się samodzielnie, choć z coraz większym trudem się podnosi. Na szczęście dom jest parterowy, ma tylko 2 schodki wejściowe. Psi ponton przenoszę bliżej wejścia i centrum domu, by pies leżąc w nim był blisko nas. Miejsca, gdzie przebywa w domu wyłożone są wykładziną dywanową, na śliskim nie miałby szans. Zdarza mu się tracić równowagę, uderzać o meble, futrynę przy wejściu – trzeba go asekurować. Sam załatwia potrzeby fizjologiczne.
Wiosna 2012 – coraz trudniej mu wstawać, łapy z coraz większym trudem utrzymują ciało, choć pies jest szczuplutki. Nasze warunki mieszkaniowe są zbawienne – duży płaski trawiasty teren, jedynie podjazd samochodowy utwardzony kostką. Niestety chodząc czasem po tej powierzchni pies ściera do krwi brzegi stóp. Zakupione buciki ochronne nie sprawdzają się – spadają. Obawiam się mocniej je zapinać, żeby nie zahamować krwiobiegu. Staram się, by kilka razy w ciągu dnia maszerował choć z pięć minut, ale jest coraz trudniej. Nie chce pomocy, nie toleruje wspomagania szelkami, noszenia na szalu. Słania się i przewraca na boki. Z każdym tygodniem stan się szybko pogarsza, pies staje się bezradny.
Maj 2012 – z ogromna przykrością żegnam swego psa, któremu już nie jestem w stanie pomóc.
autor tekstu: Anna Marszycka
zdjęcia: Anna Marszycka, Julka Wolin
« poprzednia | następna » |
---|