Sara – FEJA Mega Luta Miłości
4.05.2003 - 30.09.2018
Sara była naszym pierwszym psem; była też najinteligentniejszym ze wszystkich naszych czworonogów. Wybraliśmy ją, ponieważ na wizycie zapoznawczej osa użądliła ją w poduszeczkę na łapce, co nas rozczuliło, ale też kompletnie uśpiło naszą czujność, bo nie mieliśmy pojęcia, że sprowadziliśmy sobie do domu najmądrzejszego hovka w historii. Już jako szczeniak potrafiła rozwiązać zębami sploty ogrodowej siatki, zębami rozgniatać orzechy (nie jadła łupin) i świetnie komunikować swoje potrzeby. Gdy nudziło jej się przebywanie na dworze, waliła łapą w okno lub skacząc, sama otwierała sobie drzwi. Gdy chciała jeść, bez oporów trącała nosem łokcie, żeby pokazać, że już jest gotowa na śniadanie lub kolację.
Kradła jedzenie niczym najlepszy szpieg – nie wolno było zostawiać niczego jadalnego na wysokość jej skoku. Starannie przygotowane pisanki z jajek na twardo potrafiła zjeść w ciągu sekundy, starannie obierając je ze skorupek. Jej łupem padły m.in. 20-centymetrowy stos naleśników, rozmrażający się indyk położony na lodówce czy nawet kredki bambino, które kradła dzieciakom z piórników. Jeszcze przez kilka lat po jej śmierci zostawialiśmy przygotowane kanapki na wysokiej szafce, gdy szliśmy po coś do picia. Jej wieczna pogoń za kolejnym przysmakiem dotyczyła nie tylko domu; na jednej z wystaw wyrwała się ze smyczy przywiązanej do drzewa i ruszyła prosto do stoiska z bigosem i kiełbasami, czekając na swoją porcję.
Wykazywała się niezwykłą cierpliwością do dzieci; kiedy dołączyła do naszej rodziny, dzieciaki miały 4 i 8 lat (stąd na początku Sara miała być „Motylkiem” lub „Tęczą”). Pozwalała na ciągłe całowanie, przytulanie, które graniczyło z wieszaniem się na niej czy przebieranie w chusty. W każdy weekend miały z córką swój rytuał: gdy wszyscy jeszcze spali, one od samego rana leżały wtulone na kanapie (córka dosłownie na jej zadzie) i oglądały bajki.
Miała ciepłe, lekko ironiczne spojrzenie – było wiadomo, że to ona rządzi. Pozwalała się głaskać i przytulać, ale nie dopraszała się o to, chyba że ktoś akurat jadł coś smacznego lub gdy przyjeżdżał do nas dziadek, którego nie odstępowała na krok przy każdej jego wizycie. Z wiekiem stawała się coraz bardziej dostojna, oszczędnie gospodarowała energią, spędzając dnie na wylegiwaniu się na słońcu lub na kanapie. Gdy inne psy biegały do ogrodu sprawdzać, co się dzieje, ona tylko lekko podnosiła głowę, kontrolując przebieg całej akcji i czekając na raport z terenu.
Choć nie była wylewna w okazywaniu uczuć, zawsze była z nami i cicho wspierała nas w najtrudniejszych dla naszej rodziny momentach. W noc przed odejściem, przeszła cały dom, zatrzymując się kolejno przed drzwiami pokojów każdego z domowników, na swój sposób żegnając się ze wszystkimi. Dożyła szesnastu lat. Zmarła spokojnie, w domu, otoczona miłością.
Rodzina Godlewskich
« poprzednia | następna » |
---|